Elegancki, przestronny lokal mieszczący się w Hotelu Quadrille w Gdyni. Pałacowe wnętrza zapewniają kameralną atmosferę na jednej z klimatycznych trzech sal restauracyjnych. Nasze menu to kuchnia regionalna w nowym wydaniu, oparta na sezonowych produktach od lokalnych dostawców, wśród autorskich dań znajdują się także propozycje wegańskie.
Biały Królik to wyjątkowe miejsce w Pomorskim, które poszerza horyzonty smaków. Niepowtarzalny wystrój sal wprowadza w magiczny świat baśni i nawiązuje do charakteru dań kuchni polskiej.
Czasem w życiu potrzeba trochę magii, ruszam więc za białym królikiem, by przenieść się do krainy zaskoczeń i nieoczywistości. Odwiedzam restaurację Biały Królik w Gdyni. Po wnętrzach oprowadza mnie Marta Dworak, manager od spraw marketingu i sprzedaży, opowiadając nieco o historii miejsca:
“Pałac pochodzi z XVIII wieku i pierwotnie należał do rodziny von Krockow. To jedna z najstarszych budowli w Gdyni, obecnie pod opieką konserwatora zabytków. W czasie wojny mieściła się tu siedziba Gestapo, a po wojnie szkoła – I LO w Gdyni. Do dzisiaj odwiedzają nas absolwenci tego miejsca”.
Motywem przewodnim miejsca jest “Alicja w Krainie Czarów”, ulubiona książka z dzieciństwa właścicielek, sióstr Anny i Martyny Górskich. Spacerując korytarzami pałacu, spoglądając na ściany z niesamowitymi fotografiami czy zaglądając do szalonej sali balowej, nie mam wątpliwości, że jest tu magicznie.
W kuchni restauracji Biały Królik czaruje Rafał Koziorzemski, związany z tym miejscem od początku, a od pół roku pełniący funkcję szefa kuchni. Ale zanim napiszę o rozmowie z Rafałem, muszę zacząć od początku, czyli od osoby, która nadała temu miejscu kształt i stworzyła jego kulinarne oblicze, a obecnie jest jego szefem patronem. Mowa o Marcinie Popielarzu, zwycięzcy ubiegłorocznej europejskiej edycji San Pellegrino Young Chef. Tak szef mówi o restauracji:
“Biały Królik to restauracja z kuchnią polską, ale taką którą piszemy na nowo. Liczy się kreatywność, rozbudzanie w gościu ciekawości, poszukiwanie nowych produktów i wychodzenie z oklepanych ram. Zależy nam na tym, by kuchnia zaskakiwała, ale ma bazować na naszych składnikach. Sięgamy do smaków dzieciństwa i starych książek, ale kombinujemy z nimi, tworząc nowe dania”.
Biały Królik otwiera się też na kuchnię roślinną, w maju tego roku w ramach akcji Roślinnie Jemy odbyła się tu największa roślinna kolacja fine diningowa w Polsce. Jak przyznaje Marcin Popielarz:
“Kuchnia roślinna jest niesamowita, warto się ku niej zwrócić i przestać traktować warzywa wyłącznie jako dodatek do głównego dania. Warto też wykorzystać kreatywność ludzi, którzy zajmują się kuchnią roślinną, korzystać z ich pomysłów czy produktów. Mając na względzie to wszystko, dbamy, by w karcie znajdowało się 4-5 dań bezmięsnych”.
Restauracja ma własny ogródek i pole uprawne na Żuławach, więc od czerwca do końca września na talerzach lądują plony z tych upraw. Rafał Koziorzemski, szef kuchni Białego Królika, opowiedział mi też o wyprawach ekipy Białego Królika, które kończą się wynajdowaniem różnych kulinarnych ciekawostek:
“Dużo chodzimy po lasach czy łąkach, poszukując różnych fajnych rzeczy, które samodzielnie zbieramy. Nasze ostatnie ciekawe znalezisko to np. leśny rabarbar czyli rdestowiec, który wygląda jak bambus, w środku jest pusty, a smak ma kwaśny. Odkryłem też poniemiecki sad ze starymi odmianami jabłoni, a z kolei podczas wizyty w moich rodzinnych stronach – pochodzę z kujawsko-pomorskiego, odkryłem, że rzepak z nierozwiniętymi kwiatami wspaniale nadaje się do kiszenia i smakuje trochę jak młode brokuły”.
Jak podkreśla szef Rafał, wszystko, co gość dostaje na talerzu, stworzone jest z szacunkiem do produktu. Najpierw w kuchni trwają próby smaku – dobiera się dodatki do głównego bohatera dania, kombinuje się z teksturami składników. Smaki mają ze sobą idealnie współgrać, ale i zaskoczyć próbującego, tak, by nie mógł od razu rozszyfrować tego, co ma talerzu. Dania to pyszna zagadka do rozwikłania, niespodzianka. Ma być kontrowersyjnie i niecodziennie, dlatego liczy się całokształt potrawy, również sposób jej podania. Wymyślając potrawę, szef sięga do smaków dzieciństwa, ale przerabia je we własnym stylu. W sezonie wiosennym hitem była młoda palona kapusta, danie, którym zajadała się jego mama będąc w ciąży i które zapamiętał z dzieciństwa. Szef czerpie też inspirację z wizyt na targowiskach, z rozmów z lokalnymi sprzedawcami, którzy chętnie dzielą się swoją wiedzą kulinarną.
Efektem tej kulinarnej zajawki jest niezwykłe, pełne niespodzianek menu. W sezonie bogactwa kulinarnego (od czerwca do października) zmienia się ono co miesiąc. Do karty trafiają produkty w swym najlepszym momencie rozkwitu i smaku.
Uwielbiam kulinarne zagadki, więc daję się wciągnąć w kulinarne przedstawienie Rafała Koziorzemskiego. Zaczynam od tatara z kaszubskiej kaczki, podwędzanego dymem. Kelner serwuje danie zsuwając je z korpusu kaczki. W pudełeczku obok tatara znajdują się marynowane grzybki i żółtko w panko. Jako drugiej próbuję wspaniałej zupy z pieczonej pietruszki, serwowanej z sandaczem. Kelner w białych rękawiczkach nalewa ją ze szklanej butelki – wszystko jest tu małym show, w które bardzo łatwo się wciągnąć. Na deser wchodzi najpiękniejsza rzecz: sernik na zimno z rabarbarem w wielu zaskakujących odsłonach. Jest pięknie i magicznie, nie mam ochoty opuszczać tej krainy czarów, więc postanawiam sobie, że wrócę tu z towarzyszem, by skosztować menu degustacyjnego.